Dwa lata na wielką podmianę. Tesla chce odciąć się od Chińskich części
Tesla przebudowuje łańcuch dostaw dla aut produkowanych w USA i stopniowo rezygnuje z podzespołów pochodzących z Chin. To ruch podyktowany nie tylko napięciami geopolitycznymi i cłami na import, lecz także rosnącym ryzykiem operacyjnym i presją, by kwalifikować się do ulg podatkowych powiązanych z pochodzeniem kluczowych komponentów, zwłaszcza baterii.
Pandemia rozchyliła kulisy globalnych łańcuchów dostaw, a kolejne fale ceł na towary z Chin podniosły koszty i niepewność. Administracja Trumpa w Waszyngtonie wzmacnia zachęty do lokowania produkcji krytycznych elementów (ogniw, modułów) w USA lub u sojuszników. Dla Tesli przekłada się to na biznesową kalkulację: mniej zmiennych politycznych, łatwiejszy dostęp do ulg i stabilniejsze planowanie produkcji.
Co Tesla zmienia w praktyce
Firma zaczęła podmieniać wybrane elementy na odpowiedniki spoza Chin i rozszerza outsourcing do Meksyku oraz partnerów w Ameryce Północnej i Europie. W grę wchodzą zarówno podzespoły elektroniczne (płyty sterujące, wiązki, sensory), jak i komponenty napędu. Największym wyzwaniem pozostają ogniwa i materiały katodowe/anodowe – dziś to łańcuch, w którym dominacja Chin jest największa. Tesla będzie musiała równoważyć skalę i koszt z wymogami pochodzenia, szukając partnerów w USA, Korei czy Europie.
Skutki dla cen i klientów
Krótkoterminowo możliwe są wyższe koszty jednostkowe i presja na marżę. Z drugiej strony stabilniejsze łańcuchy i dostęp do ulg mogą zrównoważyć bilans, a w dłuższym horyzoncie – nawet go poprawić. Dla klientów ważne będą ciągłość dostaw, dostępność wersji kwalifikujących się do dopłat oraz tempo wprowadzania zmian w rocznikach.
Tesla celuje w znaczące ograniczenie udziału Chin w komponentach amerykańskich aut w perspektywie ok. dwóch lat. Najbardziej realny scenariusz: szybka podmiana łatwiejszych elementów, a w bateriach – etapowe przechodzenie na łańcuchy z USA, Meksyku i sojuszników przy równoległej modernizacji istniejących kontraktów.
