Recenzja gry Warhammer 40,000: Dawn of War – Definitive Edition — Jak to mawia młodzież: Stare, ale jare

Platformy: PC
Deweloper: Relic Entertainment
Wydawca: Relic Entertainment
Gatunek: RTS
Data premiery: Sierpień 14, 2025r
Po ponad dwóch dekadach od debiutu Relic odkurza jednego z najważniejszych RTS-ów XXI wieku. Dawn of War – Definitive Edition to „lekki” remaster, który nie próbuje na nowo wymyślać oryginału, ale rozsądnie go odświeża, łącząc wszystkie kampanie, frakcje i mapy w jednym, wygodnym pakiecie. Efekt? Powrót do krwawego 41. milenium, który smakuje znajomo — i bardzo dobrze.
Fabuła i klimat — Krew, stal i herezja
W zestawie dostajemy cztery pełne kampanie: krwawą odyseję Krwawych Kruków na Tartarusie (Dawn of War), wyścig po tytana na Lorn V (Winter Assault), nieliniową krucjatę o Kronus (Dark Crusade) oraz wielofrakcyjne starcie w systemie Kaurava (Soulstorm). Razem to esencja warhammerowego „grimdarku”: kanonady, rytualne okrzyki, bluźniercze rytuały i pancerne kolumny, które rozjeżdżają nadzieję przeciwnika. Klimat wciąż pracuje tu za dwóch — szczególnie gdy w kadrze spotykają się Orkowie, Chaos i Imperium
Rozgrywka — Bazy, morale i młot boży

To wciąż Dawn of War w swojej najlepszej odsłonie: budowa baz i linii produkcyjnych, kontrola punktów strategicznych, mechanika morale rozbijająca szeregi oraz „sync-kille”, które nadają bitwom filmowej dynamiki. Najważniejsze jednak, że Definitive Edition podkręca gameplay do granic przyjemności: kamera odjeżdża szerzej, a interfejs lepiej wykorzystuje panoramiczne ekrany, dzięki czemu łatwiej ogarniać duże starcia i zarządzać frontem. Nie jest to rewolucja, ale komfort dowodzenia idzie wyraźnie w górę
Kampanie trzymają klasyczny, „szkolny” profil trudności: karzą złą ekonomię, premiują kontrolę mapy i szybkie reagowanie. Dark Crusade i Soulstorm w swoich nieliniowych formułach potrafią podkręcić śrubę, jeśli zlekceważysz rozwój armii i garnizonów; Winter Assault uczy natomiast dyscypliny operacyjnej, bo scenariusze często każą grać „na rozkaz”. Dobrze, że remaster poprawia pathfinding — oddziały rzadziej klinują się w wąskich gardłach i lepiej reagują na mikrozarządzanie. Wciąż zdarzają się drobne zatory w ciasnych przejściach, ale ogólne wrażenie jest wyraźnie lepsze niż w starych buildach
Realizacja techniczna — „Lekki” remaster, właściwe cięcia
Relic podkręcił obraz bez rozmontowywania fundamentów: nowe oświetlenie, lepsze cienie, odbicia, połyski i emisje, a do tego skalowanie tekstur jednostek 4K oraz zwiększone dystanse rysowania. Największy jakościowy skok daje nowa kamera i porządek w HUD-zie na szerokich ekranach — pole bitwy jest czytelniejsze. Całość przesiadła się też na 64-bit, co jest dobrą wiadomością dla modderów; dorzucono wbudowany menedżer modów i zachowano kompatybilność z „dwudziestoletnią” sceną (Unification, Ultimate Apocalypse mod i spółka już się meldują). To właśnie przykład remasteru, który „nie naprawia tego, co nie zepsute”, a jednak zostawia grę w lepszym stanie niż ją zastał

Wydajność? Stabilnie — to nadal ta sama skala bitew, ale w ostrzejszej, czytelniejszej oprawie. Animacje i modele zdradzają wiek projektu, co widać zwłaszcza w zbliżeniach; remaster celowo nie ruszał stylistyki, więc „retro-sznyt” jest częścią umowy
Zawartość i czas gry — cztery kampanie, dziewięć armii, setki bitew
Definitive Edition to kompletne wydanie w jednym kliencie, bez żonglowania dodatkami
Gra zawiera cztery kampanie singleplayer (podstawowe Dawn of War, Winter Assault, nieliniowe Dark Crusade i wielosystemowe Soulstorm), dziewięć grywalnych armii oraz ponad sto map do potyczek i multi.
Realny czas przejścia całości zależy od trudności i stylu, ale orientacyjnie: kampania podstawowa zajmuje ok. 12–16 godzin, Winter Assault zwykle 18–22 godziny, Dark Crusade ze swoją mapą strategiczną i oblężeniami twierdz potrafi wciągnąć na 30–40 godzin, a Soulstorm — dzięki czterem planetom i konieczności przejmowania oraz obrony terytoriów — spokojnie rozciąga się na + 30 godzin, szczególnie przy wyższych poziomach trudności.
Sumarycznie jedno „czyste” przejście wszystkich czterech kampanii to mniej więcej 65–90 godzin, a po napisach końcowych zostaje praktycznie niewyczerpany zapas rozgrywki w skirmishu i multiplayerze (2–8 graczy) na ponad setce map, który w połączeniu ze sceną moderską bez trudu przeradza się w setki godzin zabawy.
Czy warto?

Jeśli kochasz klasyczne RTS-y, Dawn of War – Definitive Edition jest dokładnie tym, czego chcesz: spójny, kompletny, wygodny powrót legendarnego tytułu. To remaster „z lekką ręką”, ale z bardzo sensownymi poprawkami jakości życia. Wady? Czasem poczujesz ząb czasu — animacje i część assetów się nie zestarzały tak godnie jak projekt rozgrywki. Mimo to rdzeń gry nadal miażdży: dynamika bitew, czytelna ekonomia, wyraziste frakcje i klimat 41. milenium bronią się same.
Ocena: 8.5/10
+Plusy: Wszystkie kampanie i frakcje w jednym, czytelnym pakiecie; dziesiątki, jak nie setki godzin zabawy; lepsza kamera, interfejs pod panoramiczne ekrany, poprawiony pathfinding, obsługa 64-bit i wbudowany Mod Manager; polepszone oświetlenie/tekstury/DRAW distance poprawiają czytelność i odbiór bez psucia starego klimatu
–Minusy: „Lekki” remaster — modele/animacje nadal wiekowe; brak głębszych zmian systemowych; sporadyczne potknięcia jednostek w ciasnej geometrii mimo usprawnień
Recenzja powstała na PC.
Grę można zakupić tutaj.
Egzemplarz do testów otrzymaliśmy nieodpłatnie, dzięki uprzejmości firmy Keymailer oraz Relic Entertainment.